No comment!

Anna Litwinek / 03-06-2016

Ja tylko bardzo ciekawego felietonu pani Sikorskiej dodam, że fejsbuk w moim odczuciu zepsuł też wszelkie wysiłki naszych rodziców i dziadków, jakie ponieśli na rzecz naszego tak ładnie w Polsce określanego „dobrego wychowania”. Choć może „dobre wychowanie” uległo najnowszym wpływom „dobrej zmiany”? Tak czy owak podwójnego nacisku i nie wytrzymało i pękło. A jak to się stało, że się zepsuło? Że uległo i poległo? Otóż ni mniej, ni więcej, tylko pod ciężarem pustego, acz kuszącego jak sto diabłów wysmarowanych miodem i tańczących kankana przed niedźwiedzią gawrą, okienka komentowania. Małego, wąskiego pola do naszych popisów.

Nie leży w naturze ludzkiej pustka. Jest błędem, niedopatrzeniem, horrorem starożytnym (dla wtajemniczonych horror vacui) i należy szybko ją zalać potokiem słów, lawiną własnej mądrości, confetti naszych najświetniejszych z głębin serca (no, bo nie mózgu najczęściej) ocen i komentarzy. O losie, tylko ty wiesz ile wysiłku trzeba włożyć, by widząc post znajomego NIE skomentować! Ugryźć się w palce, a jeszcze lepiej w dupę i schować sobie w nią głęboko to, co myślimy (lub też może należałoby wynaleźć nową nazwę, bo myślenie zakłada jednak obecność i aktywność mózgu). Ja to piszę też o sobie, bo i mnie się zdarza oczywiście wpaść w pułapkę pustego okienka i już tam będąc zapełniać je w szaleństwie tworzenia własnych opinii. Gorzej, w nieokiełznaniu oznajmiania, komentowania, krytykowania i oceniania. Po cholerę, ja się pytam? Czy świat czeka na moje i wasze mądrości?

A mówili rodzice: „nie pokazuj dziecko palcem, nieładnie”, „nie gap się, nie wypada”, „powiedz cioci, że podoba ci się ten brzydki prezent, bo będzie jej przykro”. Te i inne uwagi, by nie rzec morały, uległy w naszym szybko rdzewiejącym świecie, nieodwracalnej obawiam się, erozji. I mnie teraz żal. Tęsknie za dobrym wychowaniem. Za zasadami. Machają do mnie z dna mojej pamięci wyblakłe i ledwie rozpoznawalne, a jednak tkwiące tam jak uparte glony w akwarium mojego życia i kołyszą się, kolebią przed oczami, gdy tylko idę między ludzi realnie bądź wirtualnie. I krzyczą. Lub raczej szepczą ledwo dosłyszalnie: nie rób nikomu przykrości, to nieładnie.

Czy nie byłoby lepiej na świecie, gdybyśmy przypomnieli sobie nasze dobre wychowanie? Nasze granice i mentalne autokorekty przed wypluciem kolejnych pestek jadu, które zakiełkują, bo grunt teraz pod nie żyzny i emocje w narodzie jak najlepszej jakości nawóz. Zanim wyrosną kolejne chwasty niechęci, kwiaty niecierpki (swoją drogą są takowe, urocze i długo kwitną), kolejne gąszcze pogardliwych tekstów, może warto zastosować jedną niewinną zasadę dobrego wychowania.

NIE KOMENTOWAĆ, JEŚLI KOMUŚ MOŻEMY SPRAWIĆ PRZYKROŚĆ.

Co oznacza pomyśleć najpierw, zastanowić się, użyć wyobraźni i wejść w buty potencjalnego czytelnika komentarza. No i oczywiście obiektu komentarza, bo tak się składa najbardziej lubimy popisać się opisywaniem wyglądu/dzieła/zachowania innych. A krzywda wielka by nam się stała, gdybyśmy tak pomyśleli chwilę i ewentualnie, w drodze wyjątku, raz na jakiś czas połknęli już rosnący na końcu języka pryszcz naszego zjadliwego komentarza?

Ja tak ładnie proszę. Myślmy.

A pod postem macie okienko. Puste. Możecie się wysmarować miodem. Hulaj dusza, piekła nie ma.