out of order

Anna Litwinek / 12-02-2016

Dołek jest przystankiem, na którym stoję, czekam i rozglądam się. Zauważam wtedy wszystko, co wypadło z szybkiego nurtu dzisiejszego świata. Przymusowo uprawiam slow motion, slow life i delektuję się slow food. Przymusowo, bo znam siebie; ugryzie mnie coś, za przeproszeniem, w tyłek i ruszę z kopyta, by cwałem dogonić choćby ostatnią kobyłę bieżącegu trendu.

Aktualnie właśnie tu, w Teksasie, znajduję się między ważnymi wydarzeniami mojego życia, w kilkuchwilomiesięcznej przerwie, gdzie przy dźwiękach startów tuż za mną T-6 i T-38 oddaję się obserwacji. W polu widzenia notuję zagadki, bez znaczenia dla Teksańczyków, a dla mnie, przybywającej z dala, różnice na ustalonym od lat wyglądzie otaczajacego mnie świata.

Przestrzeń. Lubię przestrzeń, a tu wzrok sięga daleko. Nawet nie trzeba nim rzucać z wysokości osiodłanego konia. Wystarczy z okna samochodu, z ławki na niewielkim placu, miejscowym Airman’s Heritage Park. Nie zasłania tej przestrzeni ścisk zabudowań, natłok chciwie wybujałych chaszczy. Nawet chmury. Prześwituje przestrzeń przez nieliczne drzewa, również te pozbawione liści i graficznie, delikatnie rozsnute gałęziami po czystym niebie. Martwe, a jednak pozostawione w kompozycji z zielonymi jak ich dopełnienie. Nie zapełniają przestrzeni ludzie, których odczuwam wręcz brak. Gdzie tłum, w którym zawsze mogłam się schować? Teksańczycy poukrywani w domach, samochodach, obserwuja mnie wędrującą z małą Zonią pod ich słońcem, w cieniu ich drzew żywych i uschniętych, po ich betonowych nielicznych chodnikach, które biegną od parkingów do budynków i urywają się pod moimi stopami kroczącymi na przekór dalej po ziemi, trawie, asfalcie.

Teksańczycy. Odsłaniają się raz dziennie. Wyłaniają, zatrzymują i poddają mojemu spojrzeniu. Raz dziennie o piątej minut trzydzieści, późnym popołudniem całe otoczenie, w którym mieszkam zamiera, ponieważ grają hymn. Z głośników Randolph Air Force Base dobywa się Gwiaździsty Sztandar, na dźwięk którego zatrzymują się pielęgnujący swoje trawniki, biegacze i rowerzyści, sportowcy-amatorzy z pobliskiego boiska, samochody ze swoimi kierowcam. Wszyscy zastygają, kładąc rękę na piersi, a ci, którzy akurat są w mundurze wysiadają ze swoich aut i kierując w stronę najbliższej flagi salutują.

A ja siÄ™ przyglÄ…dam.