To jest książka o uważności. O naszej naturalnej tendencji do ignorowania otoczenia; nie czujemy zapachów ani brzydkich, ani ładnych, jeśli nie są dla nas groźne, nie dostrzegamy widoków, nie słyszmy dźwięków, nawet donośnych. Nie zwracamy tym samym dostatecznej uwagi na nasz świat, bo przecież jest. Nie zapada się nam pod nogami, nie wybucha, nie znika. Ale nasza nieuwaga może nas drogo kosztować, nasza wygodnicka ignorancja spadnie lawiną na głowy naszych dzieci.
To jest książka o wierze. O tym, że nasz odbiór faktów opiera się na emocjach, czyli najpierw widzimy biusty i kotki, a potem te wszystkie mniej emocjonujące i wzruszające rzeczy. Kluczowe jest zdanie "wiemy, ale nie wierzymy". A jak uczynić kwestią wiary kryzys klimatyczny? Czy samo to określenie nie jest wciśnięciem sprawy w szufladę dla naukowców, a ci to tam, wiadomo, różnymi dziwnymi sprawami się zajmują, nie dla prostych, normalnych ludzi. A jakby tak nazwać to jakoś bardziej wzruszająco, jak nową religię dla świata, jakieś ponadnarodowe solidarnościowe modlitewne stowarzyszenie ludzi myślących o planecie. W skali globalnej, czy lokalnej, tej północnej czy południowej, tak o całej, czy tej za oknem tylko. Planeta jako dom. Planeta Ziemia jak ojczyzna i matczyzna. Ziemianie jak nowi chrześcijanie. Z dekalogiem o szacunku dla żyjących istot, tych ze świata roślin i grzybów także. Brzmi radykalnie, ale czy jakaś religia nie zaczynała się od rewolucji i radykalnych zmian?
To jest książka o tym, że wszyscy staramy się żyć w harmonii. A znaczy to dla nas tyle, że wytłumaczmy sobie każde niemoralne działanie łatwym do akceptacji argumentem. Nawet największy drań prawdopodobnie nie popełni draństwa z pieśnią pochwalną dla okrucieństwa na ustach, prędzej wyszuka miłą definicję dla swojego czynu. W odwróceniu ról - robiąc coś bez przekonana, ale jednak robiąc, zawsze znajdziemy motywację. Właśnie po to, by żyć ze sobą w harmonii. Wystarczy namówić nas na zrobienie, a już my sobie znajdziemy powód.
I tu najważniejsze. Czy namówię Was na jedzenie mięsa tylko raz w tygodniu? Na pilnowanie tego, co mamy w koszyku zakupowym i by nie było tam każdego dnia tych łatwych mięsnych bukietów, tych wmówionych nam w dzieciństwie "możesz zostawić suróweczkę, ale zjedz chociaż mięsko" dobrodziejstw? Wróćmy do swojego własnego wewnętrznego dziecka, które chciało tylko ziemniaki popite pomidorówką. Ono jednak miało więcej racji, niż nasi opiekunowie. Być może pragniecie jeść mięso - ok, a czy pomimo pragnienia jesteście w stanie spróbować jeść go mniej? Eksperymentować? Zastąpić innym smakiem choć raz w tygodniu? Bo decyzja nie musi być podjęta w formie akceptacji idei. Może to być plan, by oszczędzić pieniądze, by oddać sprawiedliwość przodkom jedzącym mięsa tylko od święta, lub ot tak, by zobaczyć jak to będzie? Dacie radę? Bo to ma ogromne znaczenie. Tak naprawdę możecie latać samolotami, jeździć na benzynie i robić grille kiedy chcecie. O ile wrzucicie na ten grill ziemniaki, cukinię i paprykę i nawet a niech tam 100 gram mięsa zamiast dwukilowej wołowiny, to naprawdę ilość wytworzonego przez was dwutlenku węgla nie będzie aż tak wielka, istotnie przylozycie się do ratowania Ziemi i jej klimatu. Bo nie transport i nie grille są głównym sprawcą zmiany klimatu. To mięso hodowane przemysłowo. Jedzcie mniej mięsa a zatrzymacie klimatyczny kryzys.
Słowo kryzys pochodzi od greckiego krisis oznaczającego decyzję. To jest ten moment. Ten właśnie na podjęcie właściwej decyzji. O ratowaniu swojego domu-planety.
Ratowanie planety? Co ma wspólnego mój kabanos z ratowaniem planety? Ano ma.
- hodowla zwierząt jest głównym źródłem emisji metanu i tlenku azotu (drugiego i trzeciego gazu wywołującego ocieplanie się klimatu i katastrofę klimatyczną)
- hodowla zwierząt jest główną przyczyną wylesiania, czyli pozbawiania planety drzew - naturalnych kontrolerów dwutlenku węgla (pierwszego gazu wywołującego katastrofę klimatyczną.
- hodowla zwierząt jest główną przyczyną zmian klimatu.
"Gdyby krowy stanowiły państwo, to [...] zajmowałyby 3 miejsce pod względem emisji gazów cieplarnianych, po Chinach i USA".
Czy zmiana mojego sposobu jedzenia uratuje planetę? Być może nie. (Jeśli to będę tylko i ja, ważna jest skala, taką decyzję musi podjąć wiele osób) Czy bez zmiany naszych nawyków jedzenia mięsa uratujemy planetę? Na pewno nie. Nie da się jeść tak dużo mięsa jak teraz i mieć zdrowej planety.
A tak na zakończenie, ironiczny cytat obrazujący przyszłość (podejrzewam adresata - wizjonera pragnącego skolonizować Marsa) "Jeśli nie uda nam się oczyścić wody i powietrza na Ziemi, zawsze możemy szukać szczęścia na planecie, na której ani woda, ani powietrze nie występują".